Tłumacz

wtorek, 22 października 2013

CZĘŚĆ 2 Chapter 4

Weekend minął zdecydowanie za szybko. Moja i Harrego rocznica była boska, a świadczyło to o tym, że chwilami nie mogłam siedzieć. Brawo, Harry. Nieźle mnie urządziłeś, kochanie. Oby tak dalej.

Pierwszy, a teoretycznie drugi dzień szkoły zapowiadał się nie zbyt ciekawie. Nauczyciele pewnie mieli zawalić nas masą prac domowych, kartkówkami i sprawdzianami, sprawdzianami sprawdzającą naszą wiedzę z drugiej klasy. Co ja jest, do kurwy nędzy? Einstein? Przecież nie byłam omnibusem, tylko zwykłym człowiekiem!
- Pięknie wyglądasz. - odparł Harry na powitanie w poniedziałek i namiętnie mnie pocałował. Ubrana byłam w kwiecistą sukienkę bez ramion, dżinsową kurtkę i białe trampki. Niemal od razu odwzajemniłam pieszczotę, którą zakończyłam po kilku minutach z głośnym cmoknięciem.
- Tobie też dzień dobry... - I tą jakże miłą atmosferę, przerwał mi mój telefon. Dzwoniła Georgia. Odebrałam jej połączenie po drugim sygnale. - Co jest?
- Nie uwierzysz! Monice odeszła!
- Co? - szczerze się zdziwiłam. - Jak to? Po pierwszym dniu?
- Tak! Nie wiem jak ty, ale ja mam mega zaciesz!
- Skąd to wszystko wiesz?
- Przyszłam wcześniej do szkoły i rozmawiałam z Blue.
- To nieźle... Przynajmniej pozbyłyśmy się jednego problemu.
- O reszcie porozmawiamy w szkole. Na razie!
- Pa. - I wcisnęłam czerwoną słuchawkę, po czym spojrzałam uradowana na Harrego. - Monice zmieniła szkołę.
- Tak szybko?
- Nie moja wina, że nikt jej nie polubił.
- A czy ja coś mówię? - Parsknął śmiechem. - Jak chcesz, możemy dziś to uczcić. Ty i ja.
- Co masz na myśli?
- Zaserwuję obiad na miarę Masterchefa, wypijemy wino... Może namówię Cię na wspólną kąpiel.
- Masz wobec mnie wysokie wymagania. Nie ładnie.
- Ale przyznaj, że pomysł Ci się podoba. Uwielbiasz je.
- Bardzo. Muszę tylko wrócić do domu po rzeczy na noc i  po książki. No, i miejmy nadzieję, aby Ellie nic nie wymyśliła.
- Poradzimy sobie. - Harry cmoknął mnie w usta, odpalił auto i ruszyliśmy do szkoły.
- Co słychać u Gemmy? Układa się jej w Nashville? - zapytałam Harrego, patrząc na jego twarz, która była skupiona na kierowaniu samochodu.
- W porządku... Ma dobrze płatną pracę, znalazła mieszkanie... Póki co wszystko idzie po jej myśli.
- Odwiedzi was w święta?
- Prawdopodobnie. - Harry się uśmiechnął. Mój chłopak był bardzo związany ze swoją siostrą. Każdą rzecz robili razem. Szkoda, że nie doczekałam się młodszego rodzeństwa. Chciałabym mieć młodszą siostrę. Mogłabym ją czesać, malować, dawać rady dotyczące chłopaków... Brzmi banalnie, ale zawsze chciałam być tą starszą siostrą, a nie cholerną jedynaczką.
- Lubię ją. - stwierdziłam.
- Wiem. - Jego uśmiech się powiększył. - Uświadomiłem to sobie, gdy mnie dla niej olałaś.
- Nie olałam. Byłam z nią umówiona i tyle, Harry.
- Dobra, dobra. Wiemy, jak było naprawdę.
- Ty zresztą też wtedy spotkałeś z chłopakami i porządnie schlałeś. Ledwo wszedłeś po schodach.
- Ja? Kiedy?
- Nawet tego nie pamiętasz... Wstyd, Panie Styles.
- Powiedzmy, że tego nie było. - Zaśmiał się i zajechaliśmy pod szkołę. Kręciło się wokół niej wielu uczniów, ale jeden wyróżniał się szczególnie.
On - wysoki blondyn, umięśniony, opalony, powinien być westchnieniem kobiet. Był ucieleśnieniem marzeń każdej napalonej do granic dziewczyny, lecz gdy Harry wyszedł z pojazdu, wszystkie spojrzenia padły na niego. Chłopak otworzył przede mną drzwi i pomógł wysiąść. Niemal od razu poczułam na sobie jego wzrok na swojej osobie. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto na jego twarz. Miał piękne, niebieskie oczy i długie rzęsy, które rzucały cienie na jego lekko zaróżowione policzki... Stop! Co się ze mną działo?! Miałam Harrego! I to jego kochałam, a nie tamtego... Nim się obejrzałam, Harry mocno mnie objął w pasie i powoli weszliśmy do budynku szkoły. Dziewczyny nie przejęły się " nowym kąskiem ". Każda patrzyła na mojego chłopaka tak, jakby chciała się z nim przespać, nawet Samara, która stała ze swoją świtą pod salą od anglika. Za dużo namieszała w moim życiu. Przez jej głupie intrygi, zerwałam z Harrym. Czyżby znowu podjęła się trudnego zadania, jakim jest pozbycie się Milly - kuzynki, która ciągle kryje ją przed pieprzniętą na mózg matką?
- Ej, wszystko dobrze? - spytał mnie Harry, patrząc głęboko w oczy. Zauważyłam w nich zaniepokojenie.
- Ta..k. - zająknęłam się.
- Aby?
- Tak... - Westchnęłam. - Po prostu... To ostatni rok w tym liceum. Dziwnie czuję się z tą myślą, że jak już stąd wyjedziemy, nigdy do niej nie wrócę.
- Ty już się tym martwisz? Przed sobą mamy dziesięć miesięcy nauki i w dodatku musimy ustalić dni prywatnych lekcji. Zawsze wychodzą nam one na dobre.
- Wiesz, że w każdej chwili mam na nie czas. Nawet teraz.
- Ach, ty niegrzeczna dziewczyno. - Zachichotałam i zatrzymaliśmy się pod salą od francuskiego, gdzie była już prawie cała klasa w tym Zayn, Niall, Louis i Liam.
- Widziałaś już tego nowego? - zapytała mnie Debby.
- Kogo?
- Jak to kogo?
- No, nie wiem o czym mówisz. - skłamałam i usłyszałam głośne szepty drugo i pierwszoklasistek. Spojrzałam za siebie i ujrzałam tego blondyna. Tak jak Harry rok temu, przemierzał pewnie korytarz i rozglądał się wokół siebie, gdy i w końcu jego oczy napotkały mnie. Blondyn uśmiechnął się, ukazując tym samym swoje, śnieżnobiałe zęby. Zarumieniłam się i spuściłam zakłopotana wzrok. Poczułam jak Harry zacisnął palce na mojej sukience, a potem jak mnie całuje. Zaskoczona jego nagłym gestem oderwałam się od niego dopiero po kilku sekundach. - A co to było?
- Nic. Nie mogę Cię pocałować?
- Możesz, ale tutaj?
- A co?
- Nic, nic. - uśmiechnęłam się delikatnie, ale wiedziałam, że coś nie gra.

Czyżby zazdrość, Haroldzie?

***
- Teraz może mały wyścig? - zaproponowała Panna Fleisher, nauczycielka wf-u. To ona złapała mnie i G. na naszym ręcznikowym kawale. Ona nigdy nie miała poczucia humoru. Nie wiedziała, co to dobry żart. W którym ona czasie żyła? Jeszcze z dinozaurami? - Pojedynczo, dziewczyny przeciwko chłopakom?
- Pani myśli, że mają z nami szansę? - zapytałam ją z prychnięciem.
- Żebyś się nie przeliczyła. - rzekł Zayn i położył dłoń na ramieniu Liam'a. - On, był pretendentem do igrzysk olimpijskich, dziewczyno...
- A Milly jest mistrzynią na setkę. - przerwała mu Georgia. - Gdyby nie to, że wrzuciła mnie do jeziorka na zawodach przed samą metą, byłabym nią ja, ale to już idzie swoją drogą.
- Proszę, nie zaczynaj. - Jęknęłam. - To był czysty przypadek!
- Dobra dziewczyny, skończcie. - przerwała nam Fleisher. - Milly rób rozgrzewkę.
- Nie mam ochoty. - Ponownie jęknęłam. - Mięśnie mnie bolą.
- Wiadomo dlaczego. - dodał Louis, na co wszyscy głośno się zaśmiali. Cała się zaczerwieniłam i po namowach, wykonałam kilka ćwiczeń. Powiem wam jedno : Krótkie spodenki i skłony, nie chodzą razem w parze. Ciągle czułam na swoim tyłku męskie spojrzenia! Z trudem powstrzymałam się od zgryźliwego komentarza i od walnięcia któregoś z chłopaków w twarz.
- Dobrze, Milly... Żeby było sprawiedliwie i bez kłótni, Liam'a dam komuś innemu, a dla Ciebie niech będzie... Jak się nazywasz? - zadała pytanie chłopakowi, który stał na uboczu, z dala od wszystkich i wszystkiego. Okazała się, że mówiła do blondyna. Wbiłam wzrok w ziemię i słuchałam ich rozmowy.
- Sammuel, ale mówią mi Sam. - odparł seksowną chrypą. Tak często mówił do mnie Harry, bo wiedział, że uwielbiałam ten ton jego głosu.
- A nazwisko?
- Michaleson. Sam Michaleson.
- Świetnie. Więc, Sam, pobiegniesz z Milly. - wskazała na mnie. - Na sto metrów. Pasuje Ci?
- Pewnie. - uśmiechnął się lekko.
- Szykuje się wyścig życia. - stwierdziłam cicho i związałam swoje włosy w niechlujny kucyk.
- Wygląda na wysportowanego. - mruknęła Debby, gdy stanęłam na linii startu. - Ale Zayn i tak go przebija.
- Pozory czasem mylą, Debby. Nie zapominaj o tym. - zauważyłam i zdjęłam z siebie koszulkę, przez co zostałam tylko w spodenkach i czarnym topie. Chłopacy głośno gwizdnęli, na co ja wywróciłam oczami i szepnęłam. - Typowi samce.
- Panowie, opanujcie się. - odezwała się nauczycielka. - Powinniście być do tego przyzwyczajeni. Milly rozbiera się prawie na każdej lekcji wf-u.
- Nieprawda! - zaprotestowałam. - Wyjątkowo dzisiaj, bo jest mi gorąco...
- I Harry będzie miał ułatwioną sprawę, o tym zapomniałaś już powiedzieć. - wtrącił Lou ze śmiechem. - Mamy was zostawić samych, czy poczekacie do końca zajęć?
- Uważaj, Tomlinson. - ostrzegłam go. - Jak złapie bulwers, to po Tobie.
- Spoko. Idź biegaj i wygraj.
- No nie wiem... Po tych Twoich słabych tekstach? - Parsknęłam śmiechem i patrzyłam jak Sam zajmuje miejsce obok mnie. Przyjrzał się mojemu ciału i mruknął coś pod nosem. W tamtej chwili bardzo chciałam wiedzieć co powiedział.
- Gotowi!? - krzyknęła Panna Fleisher z drugiego końca sali.
- Tak!
- Na mój gwizdek, biegniecie! - Wzięłam głęboki wdech, pochyliłam się lekko, a po usłyszeniu donośnego gwizdnięcia, wystrzeliłam z miejsca jak torpeda. Wokół siebie słyszałam tylko odgłosy uderzanych cholewek moich butów o panele oraz swój i Sam'a przyśpieszony oddech. Przez moment chłopak prowadził, ale w ostatniej sekundzie go wyprzedziłam i po przekroczeniu mety, padłam plackiem na chłodną podłogę, po czym nie miałam już siły na cokolwiek. Pani Fleisher doprawiła mnie tym biegiem na amen.
- Brawo, Milly! Przez wakacje musiałaś trenować wytrzymałość! W tym roku chyba znów Cię wystawię na zawody!
- Tak, tak... - sapnęłam, chowając twarz w dłoniach.
- A teraz wszyscy dwa okrążenia!

***
- Mam wszystkiego serdecznie dość. - stwierdziłam, gdy weszłam do domu, po czym rzuciłam się na kanapę. Ciotka Ellie siedziała na fotelu i przeglądała jakieś magazyny z modą. Zapewne chciała podsunąć mi pomysły dotyczących sukni na festyn powitalny i bal jesienny.
- Może pierw dzień dobry? Tego wymaga kultura, młoda damo.
- Jest na to zbyt zmęczona, ciociu.
- Jak było w szkole?
- Dobrze... Pani od wf-u dała nam ostro popalić.
- Właśnie widzę. Wyglądasz jak pół nieszczęścia!  - Parsknęła śmiechem. Dziś dopisywał jej ten jeden z wyśmienitych humorów, które czasem wkurzały mnie bardziej, niż cięte riposty Louis'a. - Co tam u Harrego?
- Po staremu... No chyba, że robi remont w salonie. Planował to od dawna.
- Nie pomagasz mu?
- Jutro tylko w malowaniu ścian, a co?
- Bo dzisiaj przychodzą do nas moi starzy znajomi... Znasz może Państwo Michaleson'ów? - Wybałuszyłam na nią oczy. - Bawiłaś się z ich synem w dzieciństwie... Chyba Sam się nazywał. Nie pamiętam, ale całe szczęście, że skleroza nie boli.
- Chodzę z nim do klasy, ciociu.
- Z Sam'em? Tym Sam'em?
- Taak... To chyba on... Taki wysoki blondyn...
- Wiesz, gdy miał pięć lat, był niższy od Ciebie. - Zaśmiała się. - Ale blondynem był. Naprawdę go nie pamiętasz? Bardzo się lubiliście. Codziennie bawiliście się razem w swojej ulubionej piaskownicy... Jak możesz tego nie pamiętać?
- Najwidoczniej musiał być powód, bym o tym zapomniała. - Ciotka umilkła. - Jednak jakiś był... Mów.
- Nie ma o czym, Milly.
- Ale ja chcę wiedzieć. - Podniosłam się do pozycji siedzącej. - Powiedz im. Wiesz, że nie odpuszczę.
- Mchaleson'owie to ludzie bardzo znani w Londynie. Przynajmniej byli kilka lat temu. Mieli ogromną firmę... A Twoja matka im tego wszystkiego zazdrościła...
- Jak zwykle. - Prychnęłam, wywracając oczami. Jak to ona. Uważała się, za taką wspaniałą i troskliwą matkę, ale ja i Ellie znałyśmy prawdę. - I co dalej?
- Julliet wymyśliła sobie, że Sam może mieć na Ciebie zły wpływ i zabroniła im się do Ciebie i jej zbliżać. I to cała historia.
- Z każdej drobnostki robiła problemy.
- Taka była, moje słońce. Może tam na górze jest jej lepiej.
- Kto wie. - Wzruszyłam ramionami.
- Jesteś głodna?
- Nie, jadłam w szkole... O której oni mają przyjść?
- O siedemnastej.
- Oh!
- Coś nie tak?
- Ten wieczór miałam spędzić z Harrym. Miał po mnie przyjechać, a potem miałam u niego zanocować. I przy okazji muszę wziąć rzeczy, które u niego dziś rano zostawiłam.
- To niech dołączy do nas. Co to za problem? Harry chyba lubi nawiązywać nowe znajomości?
- Tak, ale... To nie jest dobry pomysł, ciociu... Harry to... cholerny zazdrośnik.
- No tak. - Zaśmiała się. - Zapomniałam. Jak to chłopcy w tym wieku.
- No właśnie. On nie trawi Sam'a. Myślałam, że na wf-ie zabije go wzrokiem. Pewnie myśli, że nie zauważyłam, ale widziałam, i uważam, że to chore.
- Przejdzie mu. Dla Sam'a jesteś tylko starą, dobrą znajomą. I nikim więcej.
- Ale jeśli on myśli o mnie inaczej, niż tylko o przyjaciółce?
- Uwierz mi, Milly. Jesteś dla niego... kumpelą z dzieciństwa.
- Aby tylko... - mruknęłam.

No właśnie... Aby tylko.





----------------------
Helloł, moi kochani czytelnicy!! :) Podobał się wam rozdział?! Czy tylko ja widziałam Harrego w roli zazdrośnika? Bo on mi do tej roli idealnie pasuje, nie wiem jak wam :D

To chyba tyle.. ;d A! DZIĘKUJĘ ZA ODDANE KOMENTARZE! :D <3


11 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdziałłł! :* Wiem, że potraficie! Pokazujecie mi to za każdym razem! :* <3

Komentujcie <3

Milly <3
 

7 komentarzy:

  1. Boski rozdział :> już nie mogę się doczekać nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu genialne ^^
    Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału!! :**
    Zapraszam do mnie:)
    http://loolopowiadaniao1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to a tak wgl to moj kom liczy sie jako 50 komentarzy ;) wiec zgodnie z obietnica czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. śiwtne, kocham i kocham :)
    czekam na nexta ! weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział :)
    cudowny blog <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest moją zachętą do dalszego pisania :) <3